niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 5 cz. II

*Diana*
-To tu? - spytałam wskazując palcem na ogromny budynek.
-Tak, to nasz hotel - odpowiedział Harry.
Wypięłam się z pasów, a Hazza otworzył drzwi szarmanckim ruchem i podał mi rękę.
-Jak tu luksusowo. No no jestem prawie pod wrażeniem. - powiedziałam, wchodząc do holu i udając ważną arystokratkę. Złożyłam ręce niczym prawdziwa królowa i zaczęłam pozdrawiać wyimaginowany tłum subtelnym ruchem dłoni.
-Och dziękuje, dziękuje. - udawałam wzruszoną, kiedy przyjmowałam wyobrażone kwiaty od równie wyobrażonej dziewczynki. Harold wręcz pokładał się ze śmiechu, dlatego oparł się o blat recepcji. Recepcjonistka musiała aż odkręcić się tyłem, by nikt nie zauważył jej śmiechu, ale zdradzały ją regularnie unoszące się ramiona. Była dopiero 14:30, więc w hotelu nie panował duży ruch.
-Och królowo Elżbieto, czy zechciała by pani pójść ze mną ? - zapytał również udając jakiegoś lorda.
-Czy uważasz, że wyglądam staro? - wypaliłam, przyjmując normalną pozę.
-Ja... nie... no wiesz ja tak bo ... - spalił buraka. - Ona jak była młoda... to .. no wiesz.
-W takim razie Lordzie Styles muszę przyjąć twoją propozycję. - z powrotem wyprostowałam się i złożyłam ręce. Uśmiechnął się z ulgą i podążyliśmy stronę windy. Zdziwiłam się kiedy Harry wcisnął guzik z numerkiem 50. To ostatnie piętro, z czego wywnioskowałam, że znajdują się tam najdroższe pokoje. Po niecałej minucie wysiedliśmy na stosunkowo krótki korytarz wysłany czerwonym dywanem. Podeszliśmy do pokoju 1069. Chłopak nacisnął klamkę i już po chwili znajdowaliśmy się w obszernym pomieszczeniu.  Zaczęłam ściągać buty, ale napotkałam karcące spojrzenie Harry'ego więc odpuściłam sobie. Z dala dobiegały do nas przerażające odgłosy. Loczek poprowadził mnie przez olbrzymi salon do kuchni. Tam odbywały się dantejskie sceny. Trzech upaćkanych facetów ganiających się wokół wysepki z jajkami w jednej ręce i z mąką w drugiej. Jedynie Liam stał przy kuchence i coś mieszał na patelni.
-Witaj w moim świecie - szepnął Harry, delikatnie obejmując mnie w talii, tak samo dzisiaj w lodziarni. Reszta chłopców jakby zamarła widząc nas. Od razu podeszli i zaczęli się przedstawiać. Pierwszy był Louis.
-Witaj, zbawicielko - krzyknął i porozumiewawczo mrugnął okiem. Wiedziałam, że miał na myśli naszą rozmowę przez Skype'a.
-Witaj, cwaniaczku - odkrzyknęłam mu.
-Czy ja o czymś nie wiem? - Harry pytająco uniósł brew.
-Może i nie wiesz, ale to wcale nie musi się zmieniać - rzucił Louis.
-Cześć, jestem Zayn. - podał mi dłoń, którą uprzednio wytarł w kuchenną ściereczkę.
-Diana.
-Liam - uśmiechnął się.
-Diana.
-Niall - popatrzył mi w oczy. Głęboko. Bardzo głęboko.
-Diana, omójbożecośsięprzypala - wrzasnęłam.
-Miło mi cię poznać Diano omójbożecośsięprzypala - odparł, dalej wgapiając się w moje oczy.
-Nie, miałam na myśli, że coś się serio przypala - szybko wyminęłam blondyna i znalazłam się nad sosem bolognese. Spróbowałam go i stwierdziłam, że górna warstwa jest jeszcze do odratowania. Poprosiłam o drugą patelnię i przelałam na nią dobrą warstwę sosu. Ponownie wstawiłam na gaz i zaczęłam przyprawiać.
-Czy tutaj naprawdę nikt nie umie gotować? - spytałam z rozbawieniem.
Nie odpowiedzieli mi. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale i z podziwem.
-Ktoś mi pomoże, czy będziecie tak stali i się gapili? - powiedziałam i obdarzyłam każdego z nich promiennym uśmiechem. Jak na zawołanie podbiegli do mnie, ja rozpoczęłam rozdzielanie zadań. Znali mnie ledwie 5 minut, a już dyrygowałam nimi jak chciałam.
-Niall, weź wysoki garnek i napełnij go w trzech czwartych wodą. Harry, ty znajdź makaron. Louis, wyjmij sztućce oraz talerze i razem z Zayn'em rozłóżcie je na stole. Liam zetrzyj ser, proszę.
Wszyscy wykonywali swoje prace sumiennie, tak że po kilkunastu minutach chodziłam wokół stołu i nakładałam im ciepłe danie na talerz. Wreszcie usiedliśmy razem.
-Matko jakie to pyszne - pochwalił mnie Liam.
-Normalnie boskie - potwierdził Niall. - A słyszeć takie słowa ode mnie to powinien być zaszczyt.
-Nie mówiłaś, że umiesz gotować - stwierdził Harry.
-Jak się ma tatę kucharza to nie ciężko jest się nauczyć.
-Na pewno twój tata jest wspaniały - powiedział Harry.
-Tak.
Nic więcej nie dodałam. Nie miałam ochoty wspominać o nim, przynajmniej nie dzisiaj.
-Opowiedz nam coś o sobie - poprosił Louis.
-Uch, co tu o mnie mówić? Mam na imię Diana Dobrzyńska, pochodzę z Polski, mam 19 lat i mieszkam w Chicago od miesiąca. Nie ma we mnie nic szczególnego - udawałam nieśmiałą. Wiem, że faceci na to lecą.
-Możesz powtórzyć nazwisko? - poprosił Harry.
-Dobrzyńska.
-Dopszynyska? - jego język zabawnie plątał się podczas próby wymówienia tego słowa.
-Nie męcz się już i ciesz się, że nie mam na nazwisko Brzęczyszczykiewicz albo Ćwiklińska
-Boże, to jest niemożliwe do wymówienia - westchnął Niall.
Przez prawie dziesięć minut usiłowałam nauczyć ich poprawnej wymowy nazwiska Dobrzyńska, jednak po wielu niepowodzeniach nasz temat zszedł na inne polskie łamańce językowe.
-Stół z powyłamywanymi nogami - sylabizowałam.
-Sztół z pomywamalanymi nogami - powtórzył Niall, a pomieszczenie wypełniły salwy śmiechu.
-Prawie dobrze - pochwaliłam go.
W międzyczasie wszyscy zdążyli już zjeść. Powoli zaniosłam talerze do kuchni. Nagle poczułam oddech na swoim karku i rękę, która delikatnie odsunęła mnie od kuchennego blatu
-O nie, nie ma mowy - pouczył mnie Harry. - Ty jesteś naszym gościem i nie powinnaś sprzątać. Na dzisiejszy dzień już wyczerpałaś swój limit pomocy.
-Zayn, zaprowadź gościa do salonu - polecił Liam.
W drzwiach stanął mulat i gestem dłoni pokazał mi którędy mam iść. Dopiero teraz zauważyłam jak potwornie naburmuszoną miał minę. Nie chciałam wyjść na wścibską więc postanowiłam zachowywać się jakbym tego w ogólne nie widziała. Weszliśmy do salonu. Na kanapie siedział Niall, a Louis majstrował przy barku.
-Napijesz się czegoś? - spytał się Lou.
-Jasne.
Już po chwili na stoliku postawił kieliszek Martini.
-No to nasze gospodynie, czytaj Liam i Harry, popracują w kuchni, a my sobie posiedzimy i pogadamy.
-Nie jestem pewna czy tak długo sobie posiedzimy i pogadamy - stwierdziłam wskazując palcem na podążające w naszą stronę "gospodynie". Harry podszedł do profesjonalnego odtwarzacza i włączył pierwszą piosenkę. Z wielkich głośnikach rozbrzmiało "Sweet Nothing" Calvin'a Harris'a z Florence.
-Mogę panią prosić? - zapytał i wyciągnął rękę w zapraszającym geście.
Chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam na środek salonu. Tańczyliśmy energicznie, ale jednocześnie zmysłowo. Po chwili dołączyli do nas wszyscy oprócz Zayn'a. Bawiliśmy się na całego. Procenty i czas ubywały w zastraszającym tempie.
-Bitwa na poduszki!!! - krzyknął Louis i wymierzył mi dość mocny cios. Długo nie pozostawałam mu dłużna. Zgarnęłam z sofy sporą poduszkę i z krzykiem podbiegłam do niego. Reszta towarzystwa podłapała zabawę. Nawet cicho siedzący do tej pory Zayn. W tym całym rozgardiaszu nikt nie patrzył gdzie ani w kogo celuje. Każdy rzucał w każdego. W którymś momencie moja poducha wylądowała wprost na głowie Malik'a.
-Mogłabyś jednak skoordynować swoje ruchy - warknął nieprzyjaznym głosem, przyciągając tym uwagę całej reszty towarzystwa.
-Ojej ktoś ci popsuł fryzurkę. Co to teraz będzię? - Louis udawał zrozpaczonego. - Weź wyluzuj stary i spuść trochę z tonu.
-Sorry - zdążyłam rzucić w jego stronę, ale pewnie już mnie nie słyszał. Najzwyczajniej w świecie wstał i wyszedł na balkon.
-Nie przejmuj się nim, pewnie zbliża mu się okres - skwitował Lou.
Przyjęłam jego uwagę z głośnym rozbawieniem, które następnie przerodziło się w dziki rechot połączony z turlaniem się po podłodze. Spojrzałam na zegarek. Była prawie 20:00.  Obiecałam Klarze przygotować się na randkę. Poprosiłam Hazzę czy nie odwiózłby mnie do domu. Taksówką rzecz jasna. Zgodził się bez większego namysłu.

*20 minut później*
-Dziękuję za dzisiejszy dzień - powiedziałam do Harry'ego kiedy znaleźliśmy się już pod moimi drzwiami. Przytuliłam się do niego. Pachniał drogimi perfumami i alkoholem. Wdychałam ten zapach po czym delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć.
-Dobranoc - szepnął i podszedł się do mnie. Nasze wargi zbliżyły się do siebie, a Styles zamknął oczy. Nie chciałam mu dać tej satysfakcji. Musnęłam jego usta swoimi najdelikatniej jak umiałam. Szybkim ruchem minęłam go i weszłam do domu. Przez wizjer widziałam jego zdezorientowanie. Stał tam jeszcze chwilę i dopiero po kilku minutach odszedł. Cóż byłam chyba pierwszą dziewczyną, której nie pocałował na pierwszej randce. Poczułam wibracje mojego telefonu i zdecydowanym ruchem odebrałam go.
-Halo?
-Dobry wieczór. Mam dla pani dobrą wiadomość, mianowicie została pani wybrana do roli Jane razem z inną aktorką. Proszę przyjść jutro pod adres, który wyślę pani za chwilę. Rozstrzygniemy ostatecznie kto zagra w naszym serialu - poinformowała mnie jakaś kobieta o bardzo przyjaznym głosie.
-Dobrze, dziękuje. Do widzenia  - odparłam i rozłączyłam się.
Biłam się z myślami. Z jednej strony ogromnie się cieszyłam, a z drugiej bałam. Jutro czeka mnie wielka konkurencja. Jeszcze nie wiem z kim, ale ta dziewczyna musiała być równie utalentowana co ja. Z zamyślenia wyrwał mnie głos kuzynki.
-To pomożesz mi czy nie? - podbiegła do mnie upinając włosy w niedbałego koka.
-Tak tak, już idę - podążyłam za nią w stronę łazienki.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz