środa, 22 maja 2013

Rozdział 5 cz. I

*Harry*
Siedziałem w kawiarni przy tym samym stoliku co wczoraj. Diana nie spóźniała się jeszcze, ale ja z minuty na minutę stawałem się coraz bardziej niecierpliwy. Dokładnie o 12:30 spostrzegłem,jak drzwi otwierają się, a w nich ukazuje się piękna złotowłosa dziewczyna. Była ubrana subtelnie [zobacz jak] i miała śladowe ilości makijażu.
-Cześć - przywitała się obdarzając mnie uroczym uśmiechem. - Długo czekasz?
-Nie - skłamałem. Na miejscu byłem już od 20 minut, które wydawały się katorgą, mimo to nie chciałem by czuła się głupio.
-Chciałabym cię gdzieś zabrać.
-Z miłą chęcia.
-Problem w tym, że to dość daleko. Na drugim końcu miasta.
-Dla mnie to żaden problem - uśmiechnąłem się. - I tak kiedyś będziesz musiała zapoznać się z moim stylem jazdy.
-Mam rozumieć, że jeździsz jak wariat? - zapytała z wyraźnym rozbawieniem.
-Można tak powiedzieć.
-W takim razie chodź - złapała mnie za rękę i wyciągnęła zza stolika. Jej dłoń była nieziemsko przyjemna w dotyku. - Kocham szaleńczą jazdę.
Wręcz pobiegliśmy do samochodu. Usiedliśmy wygodnie w fotelach i popatrzyliśmy na siebie. Po raz pierwszy patrzyłem jej w oczy tak głęboko. Miały niespotykaną barwę, jakby mieszankę granatu burzowej chmury, do tego szczyptę czystego błękitnego nieba i odrobinę szmaragdu. Jednym słowem nie były zwyczajnie niebieskie.
-To gdzie mam jechać? - zapytałem, kiedy w końcu oderwałem się od jej głębokiego spojrzenia.
-Róg West School Street i North Elston Avenue.
-Nie mam zielonego pojęcia gdzie to jest - westchnąłem.
-Poprowadzę, spokojnie.
Dziewczyna nie była wzruszona prędkością jaką miejscami rozwijaliśmy, tylko czasami głośniej zaczerpnęła powietrza. W czasie jazdy kilka razy skręciliśmy w złą uliczkę ale koniec końców trafiliśmy na miejsce.
-To tu - wskazała palcem na lodziarnię. Opuszczając rękę przejechała nie chcący (a może właśnie specjalnie?) po moim udzie.
-Lodziarnia? - zdziwiłem się nieco.
-Tak, ale nie byle jaka. Zobaczysz.
Weszliśmy do środka. Pomieszczenie mieściło kilka stolików i krzeseł. O dziwo większość z nich była zajęta przez klientów. Stwierdziłem, że to spory ruch jak na tak mały lokal.
-Cześć, Pat! - krzyknęła Diana do korpulentnej pani stojącej za ladą.
-Cześć złotko - odpowiedziała jej Pat
-Pat poznaj to jest Harry, mój kolega. Harry poznaj Pat, moją ciocię.
-Ach tak, kojarzę cię - powiedziała do mnie wyciągając dłoń. Uścisnąłem ją i posłałem jej przyjazne spojrzenie. - To ty gościsz tak często w myślach, wypowiedziach i snach mojej siostrzenicy.
Zmieszałem się nieco.
-Pat jest siostrą mamy Klary - sprostowała Diana. - A właśnie gdzie moja kuzynka?
-Zapewne jeszcze w szkole. Ma się tu zjawić dopiero o 14:00 - odrzekła ciocia. - Właśnie chciałam cię przeprosić za to, że nie wypuściłam jej wczoraj z pracy, ale miałyśmy straszne urwanie głowy.
Dopiero teraz wszystko ułożyło się w spójną całość. Diana mówiła mi wczoraj o swojej kuzynce, wujku i tym jak znalazła się w Chicago.
-Nic się nie stało, Pat - podeszła do niej i przytuliła ją. - Ale zjawiłam się tu w konkretnej sprawie. Chciałam zorganizować małe zawody.
-Haha, nie ma sprawy - Pat zanosiła się śmiechem. - Uwaga! - krzyknęła. - Co powiecie na zawody?
Tłum w kawiarni gwałtownie się ożywił i wyraził swoje zadowolenie wiwatem na cześć właścicielki.
Zajęliśmy wolny stolik z Dianą.
-O co chodzi z tymi zawodami? - spytałem.
-Zasady są proste. Dostajesz porcję lodów i musisz je zjeść jak najszybciej potrafisz. Zwycięzca może tutaj jeść do północy lody bez oporu, ale to raczej dość rzadki widok.
-Eee to łatwizna. Zobaczysz zmiotę wszystkich ich wszystkich - powiedziałem pewny siebie. - Co jak co ale w jedzeniu lodów to...
Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłem o jakiej porcji była mowa.
-Ile tego tu jest? - zapytałem niepewnie wskazując na miskę, która pojawiła się przed moim nosem.
-2 litry - nie mogła powstrzymać śmiechu.
Teraz zrozumiałem, że nie przesadzała z tym rzadkim widokiem. Kto by chciał po takiej porcji zjeść coś jeszcze.
-Gotowi, do startu, start - krzyknęła Pat.
Wszyscy zaczęli w pośpiechu opróżniać swoje naczynia, a ja nie chcąc jednak wyjść na ofiarę poszedłem w ich ślady. Diana także szybko jadła swoje lody, ale nabierała mniejsze porcje niż inni.
- "W takim tempie to na pewno przegra" - pomyślałem.
Po kilku minutach stwierdziłem, że ani mój brzuch, ani ręce nie chcą już współpracować. Pozostali klienci podzielali moje uczucia. Jedynie moja "koleżanka" uparcie spożywała jedzenie w takim samym rytmie jak wcześniej.
-Wygrałam! - wykrzyczała na całą lodziarnię.
Ludzie wokoło spojrzeli na nią i z rozbawieniem zaczęli klaskać.
-Masz spust, mała - rzuciłem do niej.
-Nie jestem wcale mała. Potężna ze mnie baba - zaśmiała się.
-Oj tak. Mogę dopisać pożeranie lodów na czas do listy twoich specjalnych zdolności.
-Co jeszcze znajduje się na tej liście?
Poczułem, że się czerwienię.
- "Kurwa Styles, nie potrafisz się opanować?" -skarciłem się w myślach. Przezwyciężyłem sam siebie i odpowiedziałem.
-Czarowanie wzrokiem, kuszenie uśmiechem, poruszanie się z gracją.
W odpowiedzi ona tylko uścisnęła moją dłoń i zatopiła się w moich oczach. Poczułem, że telefon w mojej kieszeni wibruje. Przeprosiłem Dianę i odebrałem.
-No cześć stary gdzie się podziewasz? - usłyszałem znajomy głos Lou w słuchawce.
-Jestem z Dianą.
-Och, a może zechcesz zapoznać nas z twoją kochaniutką. Właśnie robimy kolację. Wpadnijcie.
Wiedziałem, że kiedyś przedstawię ją chłopakom, ale bałem się tego jak cholera. Zaraz zaczną się głupie żarty. Moi przyjaciele to serio duże dzieci.
-Nie wiem. Zapytam się jej. Jak przyjdziemy to będziemy - odparłem i rozłączyłem się.
-O co się zapytasz?
-Chłopcy gotują jakąś kolacje i chcą żebyśmy wpadli.
-Czemu nie? W końcu jestem waszą fanką i chcę poznać resztę zespołu - złapała torebkę i poderwała się do wyjścia.
-Weź bo się zrobię zazdrosny - podszedłem do niej i objąłem ją w talii. Nie wiem co mnie napadło. Trzymałem w ten sposób wiele kobiet, lecz dopiero bliskość jej ciała była dla mnie jak najwyższy poziom ekstazy. Myślałem, że zaraz mnie odepchnie i poczuje się urażona, ale ona tylko przybliżyła się i spojrzała na mnie uwodzicielsko.
-Dziękuje Pat - krzyknęła przez ramię do cioci.
-Nie ma za co - odpowiedziała jej po czym puściła oczko.
Wyszliśmy na ulicę, a nasz wzrok przykuła całująca się para. Diana uśmiechnęła się delikatnie i zaszeptała.
-Oj Klara, Klara.

Mam nadzieję, że się podobało. Dopiero się rozkręcam więc lepsze akcje wkrótce się pojawią :)































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz