niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 5 cz. II

*Diana*
-To tu? - spytałam wskazując palcem na ogromny budynek.
-Tak, to nasz hotel - odpowiedział Harry.
Wypięłam się z pasów, a Hazza otworzył drzwi szarmanckim ruchem i podał mi rękę.
-Jak tu luksusowo. No no jestem prawie pod wrażeniem. - powiedziałam, wchodząc do holu i udając ważną arystokratkę. Złożyłam ręce niczym prawdziwa królowa i zaczęłam pozdrawiać wyimaginowany tłum subtelnym ruchem dłoni.
-Och dziękuje, dziękuje. - udawałam wzruszoną, kiedy przyjmowałam wyobrażone kwiaty od równie wyobrażonej dziewczynki. Harold wręcz pokładał się ze śmiechu, dlatego oparł się o blat recepcji. Recepcjonistka musiała aż odkręcić się tyłem, by nikt nie zauważył jej śmiechu, ale zdradzały ją regularnie unoszące się ramiona. Była dopiero 14:30, więc w hotelu nie panował duży ruch.
-Och królowo Elżbieto, czy zechciała by pani pójść ze mną ? - zapytał również udając jakiegoś lorda.
-Czy uważasz, że wyglądam staro? - wypaliłam, przyjmując normalną pozę.
-Ja... nie... no wiesz ja tak bo ... - spalił buraka. - Ona jak była młoda... to .. no wiesz.
-W takim razie Lordzie Styles muszę przyjąć twoją propozycję. - z powrotem wyprostowałam się i złożyłam ręce. Uśmiechnął się z ulgą i podążyliśmy stronę windy. Zdziwiłam się kiedy Harry wcisnął guzik z numerkiem 50. To ostatnie piętro, z czego wywnioskowałam, że znajdują się tam najdroższe pokoje. Po niecałej minucie wysiedliśmy na stosunkowo krótki korytarz wysłany czerwonym dywanem. Podeszliśmy do pokoju 1069. Chłopak nacisnął klamkę i już po chwili znajdowaliśmy się w obszernym pomieszczeniu.  Zaczęłam ściągać buty, ale napotkałam karcące spojrzenie Harry'ego więc odpuściłam sobie. Z dala dobiegały do nas przerażające odgłosy. Loczek poprowadził mnie przez olbrzymi salon do kuchni. Tam odbywały się dantejskie sceny. Trzech upaćkanych facetów ganiających się wokół wysepki z jajkami w jednej ręce i z mąką w drugiej. Jedynie Liam stał przy kuchence i coś mieszał na patelni.
-Witaj w moim świecie - szepnął Harry, delikatnie obejmując mnie w talii, tak samo dzisiaj w lodziarni. Reszta chłopców jakby zamarła widząc nas. Od razu podeszli i zaczęli się przedstawiać. Pierwszy był Louis.
-Witaj, zbawicielko - krzyknął i porozumiewawczo mrugnął okiem. Wiedziałam, że miał na myśli naszą rozmowę przez Skype'a.
-Witaj, cwaniaczku - odkrzyknęłam mu.
-Czy ja o czymś nie wiem? - Harry pytająco uniósł brew.
-Może i nie wiesz, ale to wcale nie musi się zmieniać - rzucił Louis.
-Cześć, jestem Zayn. - podał mi dłoń, którą uprzednio wytarł w kuchenną ściereczkę.
-Diana.
-Liam - uśmiechnął się.
-Diana.
-Niall - popatrzył mi w oczy. Głęboko. Bardzo głęboko.
-Diana, omójbożecośsięprzypala - wrzasnęłam.
-Miło mi cię poznać Diano omójbożecośsięprzypala - odparł, dalej wgapiając się w moje oczy.
-Nie, miałam na myśli, że coś się serio przypala - szybko wyminęłam blondyna i znalazłam się nad sosem bolognese. Spróbowałam go i stwierdziłam, że górna warstwa jest jeszcze do odratowania. Poprosiłam o drugą patelnię i przelałam na nią dobrą warstwę sosu. Ponownie wstawiłam na gaz i zaczęłam przyprawiać.
-Czy tutaj naprawdę nikt nie umie gotować? - spytałam z rozbawieniem.
Nie odpowiedzieli mi. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale i z podziwem.
-Ktoś mi pomoże, czy będziecie tak stali i się gapili? - powiedziałam i obdarzyłam każdego z nich promiennym uśmiechem. Jak na zawołanie podbiegli do mnie, ja rozpoczęłam rozdzielanie zadań. Znali mnie ledwie 5 minut, a już dyrygowałam nimi jak chciałam.
-Niall, weź wysoki garnek i napełnij go w trzech czwartych wodą. Harry, ty znajdź makaron. Louis, wyjmij sztućce oraz talerze i razem z Zayn'em rozłóżcie je na stole. Liam zetrzyj ser, proszę.
Wszyscy wykonywali swoje prace sumiennie, tak że po kilkunastu minutach chodziłam wokół stołu i nakładałam im ciepłe danie na talerz. Wreszcie usiedliśmy razem.
-Matko jakie to pyszne - pochwalił mnie Liam.
-Normalnie boskie - potwierdził Niall. - A słyszeć takie słowa ode mnie to powinien być zaszczyt.
-Nie mówiłaś, że umiesz gotować - stwierdził Harry.
-Jak się ma tatę kucharza to nie ciężko jest się nauczyć.
-Na pewno twój tata jest wspaniały - powiedział Harry.
-Tak.
Nic więcej nie dodałam. Nie miałam ochoty wspominać o nim, przynajmniej nie dzisiaj.
-Opowiedz nam coś o sobie - poprosił Louis.
-Uch, co tu o mnie mówić? Mam na imię Diana Dobrzyńska, pochodzę z Polski, mam 19 lat i mieszkam w Chicago od miesiąca. Nie ma we mnie nic szczególnego - udawałam nieśmiałą. Wiem, że faceci na to lecą.
-Możesz powtórzyć nazwisko? - poprosił Harry.
-Dobrzyńska.
-Dopszynyska? - jego język zabawnie plątał się podczas próby wymówienia tego słowa.
-Nie męcz się już i ciesz się, że nie mam na nazwisko Brzęczyszczykiewicz albo Ćwiklińska
-Boże, to jest niemożliwe do wymówienia - westchnął Niall.
Przez prawie dziesięć minut usiłowałam nauczyć ich poprawnej wymowy nazwiska Dobrzyńska, jednak po wielu niepowodzeniach nasz temat zszedł na inne polskie łamańce językowe.
-Stół z powyłamywanymi nogami - sylabizowałam.
-Sztół z pomywamalanymi nogami - powtórzył Niall, a pomieszczenie wypełniły salwy śmiechu.
-Prawie dobrze - pochwaliłam go.
W międzyczasie wszyscy zdążyli już zjeść. Powoli zaniosłam talerze do kuchni. Nagle poczułam oddech na swoim karku i rękę, która delikatnie odsunęła mnie od kuchennego blatu
-O nie, nie ma mowy - pouczył mnie Harry. - Ty jesteś naszym gościem i nie powinnaś sprzątać. Na dzisiejszy dzień już wyczerpałaś swój limit pomocy.
-Zayn, zaprowadź gościa do salonu - polecił Liam.
W drzwiach stanął mulat i gestem dłoni pokazał mi którędy mam iść. Dopiero teraz zauważyłam jak potwornie naburmuszoną miał minę. Nie chciałam wyjść na wścibską więc postanowiłam zachowywać się jakbym tego w ogólne nie widziała. Weszliśmy do salonu. Na kanapie siedział Niall, a Louis majstrował przy barku.
-Napijesz się czegoś? - spytał się Lou.
-Jasne.
Już po chwili na stoliku postawił kieliszek Martini.
-No to nasze gospodynie, czytaj Liam i Harry, popracują w kuchni, a my sobie posiedzimy i pogadamy.
-Nie jestem pewna czy tak długo sobie posiedzimy i pogadamy - stwierdziłam wskazując palcem na podążające w naszą stronę "gospodynie". Harry podszedł do profesjonalnego odtwarzacza i włączył pierwszą piosenkę. Z wielkich głośnikach rozbrzmiało "Sweet Nothing" Calvin'a Harris'a z Florence.
-Mogę panią prosić? - zapytał i wyciągnął rękę w zapraszającym geście.
Chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam na środek salonu. Tańczyliśmy energicznie, ale jednocześnie zmysłowo. Po chwili dołączyli do nas wszyscy oprócz Zayn'a. Bawiliśmy się na całego. Procenty i czas ubywały w zastraszającym tempie.
-Bitwa na poduszki!!! - krzyknął Louis i wymierzył mi dość mocny cios. Długo nie pozostawałam mu dłużna. Zgarnęłam z sofy sporą poduszkę i z krzykiem podbiegłam do niego. Reszta towarzystwa podłapała zabawę. Nawet cicho siedzący do tej pory Zayn. W tym całym rozgardiaszu nikt nie patrzył gdzie ani w kogo celuje. Każdy rzucał w każdego. W którymś momencie moja poducha wylądowała wprost na głowie Malik'a.
-Mogłabyś jednak skoordynować swoje ruchy - warknął nieprzyjaznym głosem, przyciągając tym uwagę całej reszty towarzystwa.
-Ojej ktoś ci popsuł fryzurkę. Co to teraz będzię? - Louis udawał zrozpaczonego. - Weź wyluzuj stary i spuść trochę z tonu.
-Sorry - zdążyłam rzucić w jego stronę, ale pewnie już mnie nie słyszał. Najzwyczajniej w świecie wstał i wyszedł na balkon.
-Nie przejmuj się nim, pewnie zbliża mu się okres - skwitował Lou.
Przyjęłam jego uwagę z głośnym rozbawieniem, które następnie przerodziło się w dziki rechot połączony z turlaniem się po podłodze. Spojrzałam na zegarek. Była prawie 20:00.  Obiecałam Klarze przygotować się na randkę. Poprosiłam Hazzę czy nie odwiózłby mnie do domu. Taksówką rzecz jasna. Zgodził się bez większego namysłu.

*20 minut później*
-Dziękuję za dzisiejszy dzień - powiedziałam do Harry'ego kiedy znaleźliśmy się już pod moimi drzwiami. Przytuliłam się do niego. Pachniał drogimi perfumami i alkoholem. Wdychałam ten zapach po czym delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć.
-Dobranoc - szepnął i podszedł się do mnie. Nasze wargi zbliżyły się do siebie, a Styles zamknął oczy. Nie chciałam mu dać tej satysfakcji. Musnęłam jego usta swoimi najdelikatniej jak umiałam. Szybkim ruchem minęłam go i weszłam do domu. Przez wizjer widziałam jego zdezorientowanie. Stał tam jeszcze chwilę i dopiero po kilku minutach odszedł. Cóż byłam chyba pierwszą dziewczyną, której nie pocałował na pierwszej randce. Poczułam wibracje mojego telefonu i zdecydowanym ruchem odebrałam go.
-Halo?
-Dobry wieczór. Mam dla pani dobrą wiadomość, mianowicie została pani wybrana do roli Jane razem z inną aktorką. Proszę przyjść jutro pod adres, który wyślę pani za chwilę. Rozstrzygniemy ostatecznie kto zagra w naszym serialu - poinformowała mnie jakaś kobieta o bardzo przyjaznym głosie.
-Dobrze, dziękuje. Do widzenia  - odparłam i rozłączyłam się.
Biłam się z myślami. Z jednej strony ogromnie się cieszyłam, a z drugiej bałam. Jutro czeka mnie wielka konkurencja. Jeszcze nie wiem z kim, ale ta dziewczyna musiała być równie utalentowana co ja. Z zamyślenia wyrwał mnie głos kuzynki.
-To pomożesz mi czy nie? - podbiegła do mnie upinając włosy w niedbałego koka.
-Tak tak, już idę - podążyłam za nią w stronę łazienki.

















środa, 22 maja 2013

Rozdział 5 cz. I

*Harry*
Siedziałem w kawiarni przy tym samym stoliku co wczoraj. Diana nie spóźniała się jeszcze, ale ja z minuty na minutę stawałem się coraz bardziej niecierpliwy. Dokładnie o 12:30 spostrzegłem,jak drzwi otwierają się, a w nich ukazuje się piękna złotowłosa dziewczyna. Była ubrana subtelnie [zobacz jak] i miała śladowe ilości makijażu.
-Cześć - przywitała się obdarzając mnie uroczym uśmiechem. - Długo czekasz?
-Nie - skłamałem. Na miejscu byłem już od 20 minut, które wydawały się katorgą, mimo to nie chciałem by czuła się głupio.
-Chciałabym cię gdzieś zabrać.
-Z miłą chęcia.
-Problem w tym, że to dość daleko. Na drugim końcu miasta.
-Dla mnie to żaden problem - uśmiechnąłem się. - I tak kiedyś będziesz musiała zapoznać się z moim stylem jazdy.
-Mam rozumieć, że jeździsz jak wariat? - zapytała z wyraźnym rozbawieniem.
-Można tak powiedzieć.
-W takim razie chodź - złapała mnie za rękę i wyciągnęła zza stolika. Jej dłoń była nieziemsko przyjemna w dotyku. - Kocham szaleńczą jazdę.
Wręcz pobiegliśmy do samochodu. Usiedliśmy wygodnie w fotelach i popatrzyliśmy na siebie. Po raz pierwszy patrzyłem jej w oczy tak głęboko. Miały niespotykaną barwę, jakby mieszankę granatu burzowej chmury, do tego szczyptę czystego błękitnego nieba i odrobinę szmaragdu. Jednym słowem nie były zwyczajnie niebieskie.
-To gdzie mam jechać? - zapytałem, kiedy w końcu oderwałem się od jej głębokiego spojrzenia.
-Róg West School Street i North Elston Avenue.
-Nie mam zielonego pojęcia gdzie to jest - westchnąłem.
-Poprowadzę, spokojnie.
Dziewczyna nie była wzruszona prędkością jaką miejscami rozwijaliśmy, tylko czasami głośniej zaczerpnęła powietrza. W czasie jazdy kilka razy skręciliśmy w złą uliczkę ale koniec końców trafiliśmy na miejsce.
-To tu - wskazała palcem na lodziarnię. Opuszczając rękę przejechała nie chcący (a może właśnie specjalnie?) po moim udzie.
-Lodziarnia? - zdziwiłem się nieco.
-Tak, ale nie byle jaka. Zobaczysz.
Weszliśmy do środka. Pomieszczenie mieściło kilka stolików i krzeseł. O dziwo większość z nich była zajęta przez klientów. Stwierdziłem, że to spory ruch jak na tak mały lokal.
-Cześć, Pat! - krzyknęła Diana do korpulentnej pani stojącej za ladą.
-Cześć złotko - odpowiedziała jej Pat
-Pat poznaj to jest Harry, mój kolega. Harry poznaj Pat, moją ciocię.
-Ach tak, kojarzę cię - powiedziała do mnie wyciągając dłoń. Uścisnąłem ją i posłałem jej przyjazne spojrzenie. - To ty gościsz tak często w myślach, wypowiedziach i snach mojej siostrzenicy.
Zmieszałem się nieco.
-Pat jest siostrą mamy Klary - sprostowała Diana. - A właśnie gdzie moja kuzynka?
-Zapewne jeszcze w szkole. Ma się tu zjawić dopiero o 14:00 - odrzekła ciocia. - Właśnie chciałam cię przeprosić za to, że nie wypuściłam jej wczoraj z pracy, ale miałyśmy straszne urwanie głowy.
Dopiero teraz wszystko ułożyło się w spójną całość. Diana mówiła mi wczoraj o swojej kuzynce, wujku i tym jak znalazła się w Chicago.
-Nic się nie stało, Pat - podeszła do niej i przytuliła ją. - Ale zjawiłam się tu w konkretnej sprawie. Chciałam zorganizować małe zawody.
-Haha, nie ma sprawy - Pat zanosiła się śmiechem. - Uwaga! - krzyknęła. - Co powiecie na zawody?
Tłum w kawiarni gwałtownie się ożywił i wyraził swoje zadowolenie wiwatem na cześć właścicielki.
Zajęliśmy wolny stolik z Dianą.
-O co chodzi z tymi zawodami? - spytałem.
-Zasady są proste. Dostajesz porcję lodów i musisz je zjeść jak najszybciej potrafisz. Zwycięzca może tutaj jeść do północy lody bez oporu, ale to raczej dość rzadki widok.
-Eee to łatwizna. Zobaczysz zmiotę wszystkich ich wszystkich - powiedziałem pewny siebie. - Co jak co ale w jedzeniu lodów to...
Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłem o jakiej porcji była mowa.
-Ile tego tu jest? - zapytałem niepewnie wskazując na miskę, która pojawiła się przed moim nosem.
-2 litry - nie mogła powstrzymać śmiechu.
Teraz zrozumiałem, że nie przesadzała z tym rzadkim widokiem. Kto by chciał po takiej porcji zjeść coś jeszcze.
-Gotowi, do startu, start - krzyknęła Pat.
Wszyscy zaczęli w pośpiechu opróżniać swoje naczynia, a ja nie chcąc jednak wyjść na ofiarę poszedłem w ich ślady. Diana także szybko jadła swoje lody, ale nabierała mniejsze porcje niż inni.
- "W takim tempie to na pewno przegra" - pomyślałem.
Po kilku minutach stwierdziłem, że ani mój brzuch, ani ręce nie chcą już współpracować. Pozostali klienci podzielali moje uczucia. Jedynie moja "koleżanka" uparcie spożywała jedzenie w takim samym rytmie jak wcześniej.
-Wygrałam! - wykrzyczała na całą lodziarnię.
Ludzie wokoło spojrzeli na nią i z rozbawieniem zaczęli klaskać.
-Masz spust, mała - rzuciłem do niej.
-Nie jestem wcale mała. Potężna ze mnie baba - zaśmiała się.
-Oj tak. Mogę dopisać pożeranie lodów na czas do listy twoich specjalnych zdolności.
-Co jeszcze znajduje się na tej liście?
Poczułem, że się czerwienię.
- "Kurwa Styles, nie potrafisz się opanować?" -skarciłem się w myślach. Przezwyciężyłem sam siebie i odpowiedziałem.
-Czarowanie wzrokiem, kuszenie uśmiechem, poruszanie się z gracją.
W odpowiedzi ona tylko uścisnęła moją dłoń i zatopiła się w moich oczach. Poczułem, że telefon w mojej kieszeni wibruje. Przeprosiłem Dianę i odebrałem.
-No cześć stary gdzie się podziewasz? - usłyszałem znajomy głos Lou w słuchawce.
-Jestem z Dianą.
-Och, a może zechcesz zapoznać nas z twoją kochaniutką. Właśnie robimy kolację. Wpadnijcie.
Wiedziałem, że kiedyś przedstawię ją chłopakom, ale bałem się tego jak cholera. Zaraz zaczną się głupie żarty. Moi przyjaciele to serio duże dzieci.
-Nie wiem. Zapytam się jej. Jak przyjdziemy to będziemy - odparłem i rozłączyłem się.
-O co się zapytasz?
-Chłopcy gotują jakąś kolacje i chcą żebyśmy wpadli.
-Czemu nie? W końcu jestem waszą fanką i chcę poznać resztę zespołu - złapała torebkę i poderwała się do wyjścia.
-Weź bo się zrobię zazdrosny - podszedłem do niej i objąłem ją w talii. Nie wiem co mnie napadło. Trzymałem w ten sposób wiele kobiet, lecz dopiero bliskość jej ciała była dla mnie jak najwyższy poziom ekstazy. Myślałem, że zaraz mnie odepchnie i poczuje się urażona, ale ona tylko przybliżyła się i spojrzała na mnie uwodzicielsko.
-Dziękuje Pat - krzyknęła przez ramię do cioci.
-Nie ma za co - odpowiedziała jej po czym puściła oczko.
Wyszliśmy na ulicę, a nasz wzrok przykuła całująca się para. Diana uśmiechnęła się delikatnie i zaszeptała.
-Oj Klara, Klara.

Mam nadzieję, że się podobało. Dopiero się rozkręcam więc lepsze akcje wkrótce się pojawią :)































Rozdział 4

*Diana*
Włożyłam klucz w zamek od drzwi i przekręciłam go. Zdziwiłam się, że dom stał zamknięty, przecież mój wujek i kuzynka powinni tu być. W przedpokoju zapaliłam światło i powoli zdjęłam buty. Dopiero gdy dotarłam do kuchni, stwierdziłam jak bardzo jestem głodna. Wyciągnęłam z lodówki naleśniki i mleko. Postawiłam je na blacie i dostrzegłam kartkę leżącą obok.


 
Diana,
Pojechałem na ranczo, będę  jutro. Klara powinna zjawić się ok. 22.
Obiad zostawiłem ci w lodówce.
 Wujek.

Świetnie, miałam cały dom dla siebie, tylko kompletnie nie wiedziałam jak to spożytkować. Zjadłam obiad i zerknęłam na zegarek. Była dopiero 18:00. W tej chwili pożałowałam, że opuściłam Harry'ego tak wcześnie, jednak postanowiłam włączyć jakąś muzykę i trochę się rozluźnić. Pobiegłam do swojego pokoju i uruchomiłam miniwieże. Z głośników wydostały się pierwsze nuty Lykke Li - Get Some , a ja wyciągnęłam z szafki napoczętą butelkę whisky. Upiłam łyk i rozpoczęłam bliżej niesprecyzowany rodzaj tańca. Bawiłam się świetnie we własnym towarzystwie. Nagle przypomniałam sobie o zakupionym albumie i pobiegłam do kuchni po torebkę. Już po chwili włożyłam płytę do odtwarzacza i kontynuowałam szalony taniec. Wypiłam jeszcze jeden łyk i odstawiłam alkohol na miejsce. Nie miałam zamiaru się upić. To nie w moim stylu. Pomyślałam o moim tacie. Ciekawe co by teraz pomyślał, gdyby mnie zobaczył. Aj, co ja mówię? Na pewno mnie teraz obserwował z góry i śmiał się. W tym momencie z płyty poleciał kolejny utwór, który okazał się być piosenką Over Again. Poczułam jak do moich oczu napływały łzy. Mimo, iż od śmierci taty minęło już 5 lat, ja ciągle tęskniłam za nim tak samo. Nie ma co się oszukiwać zawsze miałam z nim lepszy kontakt niż z moją mamą. Był dla mnie autorytetem, przyjacielem. Zginął w wypadku samochodowym, kiedy wracał z pracy. To dlatego tak bardzo zbliżyłam się do Klary. Jej mama także zmarła w ten sam sposób, ale 2 lata temu. Moja kuzynka radziła sobie z tym bardzo źle. Miała próby samobójcze w wieku 15 lat, problemy z narkotykami w wieku 16, a teraz kiedy miała 17 chyba odrobinę się ustatkowała. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący telefon. Nieznany numer. Spodziewałam się, a w zasadzie wiedziałam kto to. Szybko ściszyłam muzykę i odebrałam.
-Cześć, nie przeszkadzam? - usłyszałam zachrypnięty głos.
-A kto mówi? - zapytałam. Doskonale znałam odpowiedź, ale chciałam jeszcze chwile się z nim podroczyć.
-Harry - odparł lekko zdziwiony.
-Jaki znowu Harry? - powstrzymywałam się od śmiechu.
-Styles.
-Oj, tak się z tobą droczę - zachichotałam w słuchawkę.
-Ja mam nadzieję - odwzajemnił mój śmiech. - Czemu wyszłaś z kawiarni bez pożegnania?
-Nie chciałam przeszkadzać. Wiedziałam, że znajdziesz mój numer i oddzwonisz.
-Pewności siebie widać ci nie brakuje - stwierdził.
-Jak niczego innego.
Rozmawialiśmy jeszcze przez 10 minut po czym Harry zaproponował mi żebyśmy przenieśli naszą pogawędkę na Skype. Przystałam na jego propozycję. Rozłączył się i po kilku sekundach dostałam SMS'a z jego nazwą na "skajpaju". Odpaliłam komputer i zaprosiłam go do znajomych. Po chwili nawiązaliśmy połączenie.
-No cześć - odezwałam się i zobaczyłam Harry'ego niosącego laptopa. Postawił go na stoliku a sam usiadł na kanapie
-Hej - odpowiedział z uśmiechem. 
I tak spędziliśmy ponad 3 godziny na rozmawianiu o wszystkim i o niczym. Zaplanowaliśmy nawet spotkanie na jutro w tej samej kawiarni. W którymś momencie spostrzegłam Niall'a i Liam'a z wiadrem (jak podejrzewałam wody), zmierzających w stronę Harry'ego. Obok nich stał Louis i gestem poprosił mnie żebym nic nie mówiła. Już po chwili cała zawartość wiadra znalazła się na Harry'm. 
-O wy szuje - krzyknął. Był zły ale także rozbawiony. Wstał z kanapy i zaczął gonić Liam'a i Niall'a. Miejsce Harry'ego zajął Louis.
-Wybacz, że zrobiliśmy to tak drastycznie, ale to jedyny sposób, by oderwać go od komputera i chwile z tobą porozmawiać - powiedział.
-Ze mną? - nie kryłam zdziwienia.
-No tak, z tobą - odpowiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Chciałem ci podziękować w imieniu Hazzy i całego 1D. Ostatnio nasz loczek był strasznie przygaszony, ale kiedy tylko przyszedł dzisiaj do hotelu po spotkaniu z tobą, zmieniło się to diametralnie. Przez pół godziny chodził po pokoju i śmiał się jak głupi do wszystkiego. Do telewizora, do tostera, do wazonu. Kiedy w końcu powiedział nam o co chodzi postanowiliśmy podziękować ci kiedyś za twoje zasługi. Teraz nadarzyła się idealna okazja i stwierdziliśmy, że trzeba ją wykorzystać. Dlatego jeszcze raz dzię-ku-je-my. 
-Nie ma za co - puściłam oczko i uśmiechnęłam się.
-Dobra teraz zmykam zanim młody mnie zabije - zaśmiał się i wstał z kanapy.
-Pa, Louis.
Zauważyłam Harry'ego zbliżającego się do komputera.
-Wiesz co piękna, chyba muszę kończyć. Widzisz jak wyglądam - odezwał się.
A wyglądał zabójczo. Nie miał koszulki, a na jego wyrzeźbiony tors spływały kropelki wody z ciemnych loczków. Podniecił mnie ten widok.
-Jasne, do jutra.
-Kolorowych snów.
-Dziękuje, wzajemnie. Pa.
-Cześć.
Rozłączył się, a ja zamknęłam klapę od komputera. Przymierzałam się do snu, kiedy usłyszałam, jak drzwi od mieszkania otwierają się. Klara wróciła. Zbiegłam na dół i zapaliłam światło. Spodziewałam się jej pijanej, zaćpanej albo gorzej, ale ona zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. 
-Cześć - przywitała się. - Jak casting?
-Zaraz ci wszystko opowiem. Chodź do mnie.
-Ja też chce ci coś opowiedzieć, ale najpierw pozwolisz, że wezmę prysznic? Jestem potwornie zgrzana.
-Jasne. 
Wróciłam do siebie i czekałam na Klarę. Zjawiła się po chwili i usiadła obok mnie na łóżku. Poprosiłam ją żeby pierwsza opowiedziała swoją historię, bo widziałam jak się w niej gotowało od emocji. Tak więc dowiedziałam się, że znalazła wspaniałego chłopaka. Nawijała chyba z 15 minut, jaki to ma niepowtarzany charakter, idealny wygląd, poczucie humoru i takie tam. W końcu zapytała o mój dzień. Opowiedziałam jej o wszystkim. O castingu, Ian'ie, Danette, występie, Harry'm. Ona słuchała, ale jakby nie mogła w to uwierzyć. Piszczała kilka minut, jarała się tym wszystkim, a na koniec zasnęła ze zmęczenia. Po kilku minutach dołączyłam do niej i wstąpiłam do krainy Morfeusza. 






































 

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 3

*Harry*
Siedziałem w kawiarni w centrum handlowym. Na nosie spoczywały ciemne okulary, a na głowie kaptur. Piłem mrożoną kawę i rozkoszowałem się chwilą wytchnienia. Chłopcy już powoli zaczynali mnie wkurzać ciągłymi pytaniami czemu jestem cicho, albo dlaczego mam zły humor. Wiedziałem, że się o mnie martwią, ale ja sam nie potrafiłem sobie odpowiedzieć na ich pytania. W lokalu nie było głośnych fanek proszących o autograf, albo jeśli były, to mnie nie poznały. Kompletnie nic do nich nie miałem, kochałem je, ale ostatnio wszystko mnie irytowało. Rozejrzałem się po kawiarni i już chciałem zawołać kelnerkę kiedy mój wzrok przykuła ta piękna dziewczyna stojąca na zewnątrz. Zamarłem. Widziałem ją we śnie, wtedy na koncercie i parkingu. Była cudowna. Stała przed lokalem i pisała SMS'a. Była ubrana w żółtą letnią sukienkę, a włosy miała zaplątane w luźny warkocz. Skończyła pisać, schowała telefon do torebki i spojrzała się w stronę kawiarni. Pochwyciłem jej wzrok, a ona uśmiechnęła się subtelnie, po czym obróciła się i odeszła. Siedziałem tam chwilę zahipnotyzowany. Po kilku sekundach zacząłem nerwowo szukać portfela. Wyjąłem z niego 100 dolarów i położyłem na stoliku. Nie obchodziło mnie, że to dziesięć razy więcej niż wynosił rachunek, teraz liczyło się tylko to, żeby ją dogonić. Wybiegłem z kawiarni i wzrokiem odszukałem ją. Odwróciła się przez ramię i zauważając mnie, zachichotała. Skręciła w wyludnione przejście między sklepami. Podążyłem za nią. Praktycznie biegłem, a ona wciąż zachowywała dystans. Przekroczyła próg sklepu multimedialnego i straciłem ją z oczu. Przeszukiwałem sumiennie każdą alejkę i znalazłem ją przy stoisku z płytami. Trzymała w ręku nasz album "Take Me Home". Zawahałem się. I co z tego, że goniłem ją przez pół galerii handlowej, jak teraz nie wiedziałem co zrobić. Ona w pewien sposób mnie onieśmielała. Nie mogłem jednak przepuścić takiej okazji. Powoli się do niej zbliżyłem.
-Lubisz One Direction? - zapytałem z udawaną odwagą. Uśmiechnęła się nadal nie podnosząc głowy znad albumu i odpowiedziała.
-Tak jestem ich fanką.
-W takim razie może zechcesz, żebym go podpisał? - zapytałem zdejmując okulary. Mój nagły ruch przykuł jej uwagę i w końcu na mnie spojrzała. Spodziewałem się szczęścia, pisku, wrzasku, albo chociaż zaskoczenia. O dziwo jej wyraz twarzy nie zmienił się. Powróciła do wertowania książeczki z płyty.
-Może, może - odparła. - Nie musisz zdejmować okularów. Wiem kim jesteś.
Zbiła mnie tym z pantałyku, ale nie dałem się tak łatwo.
-To może choć dasz zaprosić się na kawę?
-Ty już chyba dziś wypiłeś. Nie chcę przyprawić cię o zawał.
-I bez kawy to robisz - wyparowałem.
-"Co za durny tekst, Styles" - skarciłem się w myślach.
Bałem się, że mnie wyśmieje, kiedy ona tylko chwyciła płytę i ruszyła w stronę kas.
-Idziesz? - rzuciła w moją stronę i posłała mi zniewalający uśmiech.
Nie opowiedziałem, tylko podbiegłem do niej z wielkim zadowoleniem.
*Diana*
Siedzieliśmy w kawiarni, a kelnerka właśnie postawiła przede mną gorącą Latte. Chwilami nie dowierzałam, że piję właśnie kawę z Harry'm Styles'em i w tych momentach na moje usta wkradał się drobny uśmieszek, który szybko opanowywałam.
-Więc co taka piękna dziewczyna robi sama w galerii? - zapytał.
-W zasadzie to wpadłam tu po płytę, ale nie tylko. Chciałam uczcić mój sukces, ale moja kuzynka nie mogła wyrwać się z pracy.
-Jaki sukces jeśli mogę spytać?
-Więc wracam właśnie z castingu do serialu i zostałam wybrana do pierwszej dziesiątki, poznałam Ian'a Somerhalder'a, wkurzyłam samą Danette, a mój talent aktorski oceniała Julie Plec. Jutro dowiem się czy to mnie wybrali do tej roli.
W skrócie opowiedziałam mu moją historię. Wiercił dziurę wzrokiem na każdym centymetrze mojego ciała. Inna dziewczyna pewnie od razu by się speszyła, ale nie ja. Pochlebiało mi to.
-To faktycznie dzień pełen wrażeń - westchnął. - Oczywiście, gratuluje.
-Dziękuje - odparłam z udawaną nieśmiałością.
Zauważyłam, że w lokalu zbiera się coraz więcej ludzi, a niektórzy pokazują na nas palcem. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawili się paparazzi. Do Harry'ego podeszła grupa dziewczyn, nieco młodszych ode mnie. Błyskawicznie zapisałam swój numer telefonu na karteczce i wsunęłam ją pod łokieć Harry'ego. Nawet nie zauważył, że delikatnie wstałam z krzesła i oddaliłam się. Nie było sensu kontynuować spotkania. Jednego mogłam być pewna. Jeszcze tej nocy do mnie zadzwoni.




Dziękuje wszystkim, którzy mają ochotę czytać moje wypociny c: Bardzo proszę o jakiekolwiek komentarze. 































 

Rozdział 2

*Diana*
Obudził mnie dźwięk budzika stojącego na szafce. Wyłączyłam go i stwierdziłam, że dam sobie jeszcze 2 minutki na rozbudzenie się, jednak zamiast otwierać oczy, wtuliłam się mocniej w pościel. Wiedziałam, że mogę zaspać, ale perspektywa pozostania w łóżku była zbyt kusząca. Oczywiście jak przewidywałam, zasnęłam. Obudziłam się i od razu spostrzegłam Klarę podążającą w stronę butelki z wodą, która stałą na biurku. Wyglądała fatalnie, zapewne męczył ją kac. Zerknęłam na zegarek i otworzyłam szerzej oczy. Było zdecydowanie za późno. Zerwałam się nagle z łóżka, czym przestraszyłam kuzynkę. Zakręciło mi się lekko w głowie, ale szybko opanowałam się i pobiegłam do łazienki.
- "Nie pozwolę, żeby cokolwiek mi dzisiaj przeszkodziło" - pomyślałam. -"Pójdę na ten casting i pokaże na co mnie stać. Nie zatrzyma mnie ból w łydkach po wczorajszym koncercie, ani niewyspanie, ani zmęczenie. Może się ziemia rozstąpić, a ja dostanę tę rolę."
Wierzyłam w siebie bardzo mocno. Chciałam, żeby to dziś ludzie poznali jak to jest mieć do czynienia z prawdziwą artystką. Przyjmą mnie do tego serialu, bo rola jest jakby stworzona dla mnie. Pozostaję jeszcze mnóstwo dziewczyn i aktorek do pokonania. Na pewno niektóre z nich miały ogromne doświadczenie. Ja mogłam zdać się tylko na mój talent. Szybko ubrałam się i zrobiłam makijaż. Zbiegłam po schodach i chwyciłam tabletki przyszykowane przeze mnie wczoraj rano. Postanowiłam zjeść jabłko, by nie stracić przytomności z niedocukrzenia. Wyjęłam z szuflady kartkę, długopis i napisałam: 

Wujku,
Wychodzę na casting, nie wiem kiedy wrócę. Nie czekajcie na mnie z obiadem.
Buziaczki Diana.

Ciężko było mi się przyzwyczaić do pisania "wujku"zamiast "mamo". To niby taka drobnostka, ale potrafiła przysporzyć wielu kłopotów. Zgodziłam się na to, by zaraz po skończeniu liceum w Warszawie, przenieść się do Chicago. Zamieszkałam z moim dalekim wujkiem i jego córką. Nie mogę powiedzieć, że mi tu źle, ale tęsknie do rodziców, do Polski, do moich przyjaciół, których zostawiłam w imię kariery. Mieszkałam z tu zaledwie miesiąc, ale zdążyłam zaprzyjaźnić się z Klarą. 
Jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju i wyszłam na ulice. Wsiadłam do taksówki  i już po chwili znalazłam się pod ogromnym budynkiem. Na zewnątrz panował gwar i przez obszerne schody przelewał się tłum ludzi. Zrobiło mi się duszno już na samą myśl o skwarze, który panował na zewnątrz. Bardzo lubiłam lato, ale tylko jeśli wylegiwałam się na słońcu z chłodnym napojem, przy basenie. Zreflektowałam się, zapłaciłam taksówkarzowi i opuściłam pojazd. Wtargnęłam do budynku, zapisałam się i odebrałam swój numer. Posłusznie zajęłam wyznaczone miejsce. Po półgodzinie znudziłam się monotonnym siedzeniem i postanowiłam, że się przejdę. Miałam jeszcze kupę czasu, wiec zaczęłam zwiedzać budynek. Skręciłam w boczny korytarz i usłyszałam czyjeś głosy. Nie chciałam podsłuchiwać... co w ogóle ja gadam? Oczywiście, że chciałam, bo zauważyłam kto tam stoi. To była Danette i jej menadżerka. 
-Opanuj się, słyszysz? - menadżerka podniosła na nią głos.
-Ja wiem Kim. Nie wiem czego się boje. Wiesz, że mi się to nie zdarza - odpowiedziała jej Danette.
Ach, Danette. To już była gwiazda światowego formatu. Sławę przyniosła jej reklama płatków śniadaniowych, gdzie zagrała cheerleaderkę zachwalającą ogromną ilość błonnika w promowanym produkcie. Wcale nie ironizuję. Na prawdę podobała mi się ta reklama. Po niej dostała rolę w filmie Sci-fi i wkrótce wszyscy o niej usłyszeli. Teraz stała tutaj i wyglądała na przerażoną. Mimo, iż miała tyle lat co ja, czyli 19, wyglądała starzej. Może to przez przemęczenie, strach malujący się na twarzy, albo makijaż. Zapewne przypadkowy przechodzeń stwierdziłby, że ma ok. 25 lat.
-Wszystko ze mną ok. To tylko trema - stwierdziła Danette. 
Trema. No właśnie. Niby takie znane słowo, a dla mnie nie miało kompletnie znaczenia. Zwyczajnie nie wiedziałam czym ona jest. Nigdy nie stresowałam się publicznymi wystąpieniami czy coś w ten deseń. Zawsze olewałam kto co o mnie myślał, nie obchodziło mnie to.
-Chodźmy już - ponagliła menadżerka.
Nie chciałam zostać zauważona dlatego czmychnęłam do pobliskiego, miałam nadzieję, pustego gabinetu. Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia.
-Coś się stało? - zapytał głos za mną. Odwróciłam się i zauważyłam, że należał do przystojnego mężczyzny o ciemnych włosach i szaro-błękitnych oczach.
-Tak. Chyba się zgubiłam. Przyszłam na casting i postanowiłam przed przesłuchaniem pozwiedzać sobie troszeczkę - odparłam bez wahania.
-Mogę pomóc. Jestem Ian - wyciągnął do mnie rękę.
-Diana - odpowiedziałam i uścisnęłam mu dłoń. - Czy przypadkiem nie grałeś w TVD?
-Tak, zgadza się - uśmiechnął się serdecznie. 
-O matko, zaraz wchodzę na scenę - stwierdziłam.
-Zaprowadzę cię. 
-Dziękuje.
Wyszliśmy z gabinetu i pośpiesznie zmierzaliśmy w kierunku kulis. Ian pokazał mi drzwi do nich prowadzące, a ja kątem oka zauważyłam na sobie wściekłe i niedowierzające spojrzenie Danette. Spiker właśnie wyczytał mój numer, a ja ze spokojem weszłam na scenę. Show time czas zacząć. 















piątek, 17 maja 2013

Rozdział 1

*Diana*
-Matko jaki tu tłum - krzyknęłam do Klary.
-No. Gorzej, że nie mogę znaleźć miejsca do zaparkowania.
-Za areną jest supermarket, może tam zostawimy auto?
-Całkiem nie głupi pomysł. I tak mamy chwilę.
-No widzisz - widziałam, że była strasznie spięta. - Przejdziemy się i ochłoniemy trochę.
-Tylko szybko bo się spóźnimy.
-Tak jest panie kapitanie - zasalutowałam i obdarzyłam ją ciepłym uśmiechem. - Idziemy?
Po 10 minutach dotarłyśmy na miejsce. Mimo, że na zewnątrz nie było już wielu osób to jednak hałas wzmagał się z każdą chwilą. Podeszłyśmy do biletera, który ewidentnie gardził nami i wszystkimi wokoło.
-Jeeezu jak one piszczą - zamamrotał pod nosem bileter.
Klara przewróciła teatralnie oczami. W końcu weszłyśmy na arenę.
-Czujesz ten stres? - zapytała Klara.
-Tak - skłamałam. Nie byłam się ani trochę zdenerwowana, ale wiedziałam, że moje kłamstwo trochę pomoże kuzynce.
-Jejuuu zaczyna się - zaczęła krzyczeć zupełnie jak wszyscy inni.

*Harry*
-Zobacz ile ich tu jest - powiedział Zayn.
-Haha nasze dziewczyny - śmiał się Niall.
-Taaa - odparłem krótko.
-Co ci? - dopytywał się blondyn.
-Nic kompletnie nic.
Przecież nie powiem im, że cały czas myślę o dzisiejszej nocy i tym śnie. Wezmą mnie za wariata.
-Dobra nie chcesz to nie mów. Ale rusz się trochę bo za minutę wchodzimy na scenę.
-Już idę.
Pierwszy raz w życiu nie miałem ochoty na występ i to nie z powodu stresu. W zasadzie moje myśli krążyły kompletnie gdzie indziej, ale nie zawiodę naszych fanek. NIGDY. Wstałem z kanapy i zająłem swoje stanowisko.
-Trzy, dwa, jeden, wchodzicie - powiadomił nas spiker.
"Weź się w garść Harry" - poradził mi mój wewnętrzny głos.
Wbiegliśmy na scenę i rozbrzmiały pierwsze nuty 'Live While We're Young'. Mój wzrok przykuła pewna dziewczyna i nagle zrobiło mi się słabo. Nie, to niemożliwe! To nie może być ONA!
*Diana*
-Haha, ale widziałaś jak on śmiesznie tańczył? - spytała lekko podpita Klara.
-Tak tak oczywiście - ironizowałam. Nawet nie wiem, w którym momencie się upiła. Teraz wkurzało mnie, że praktycznie niosłam ją do samochodu, który niestety stał dość daleko.
-Jjjezzu aalee byłooo faajniee.
-Tak było. Tyle, że teraz zauważ, muszę cię taszczyć do auta. Skąd ty żeś w ogóle wzięła alkohol?
-Aaa ja wziełaaam z domu.
Świetnie teraz tylko muszę wytłumaczyć wujkowi fakt że jego niepełnoletnia córka jest pijana. Doszłyśmy na parking, gdzie oprócz naszego wozu stał jeszcze zwykły van. Usadziłam Klarę na przednim siedzeniu i zapięłam pas. Nagle w naszą stronę zaczęła się zbliżać grupka ludzi. Było to sześciu mężczyzn w kapturach. Trochę się przestraszyłam. Byłyśmy same o północy, na opustoszałym parkingu. Sceneria jak ze słabego horroru. Czym prędzej wsiadłam na fotel kierowcy i zamknęłam drzwi. Próbowałam odpalić naszego starego  grata. Nie udało mi się. Serce waliło mi jak oszalałe, a tętno miałam jak po maratonie. Ale chwila, chwila. Mężczyźni zaczęli wsiadać do vana. Dopiero teraz zauważyłam, że to byli nasi idole. One Direction w zwykłym vanie na parkingu przed supermarketem? Dziwny widok.
-Szybko. Nie chcemy żeby ktoś was zauważył - pośpieszał ich nieznany mi człowiek.
W tym momencie zrozumiałam. Po prostu chcieli uniknąć ludzi. Musieli odpocząć od fanek i tego całego zgiełku. Ostatkiem sił powstrzymałam się przed wyjściem z pojazdu i poproszeniem o autografy. Nie chciałam psuć ich planu więc odpaliłam silnik i odjechałam kawałek dalej. W lusterku wstecznym złapałam wzrok Harry'ego. Jak tylko mnie zobaczył, zbladł. Uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam i odjechałam z piskiem opon.


Oto pierwszy rozdział. Jeśli czytasz to zostaw jakiś komentarz żebym wiedziała czy się podoba czy nie. Mam teraz dużo czasu więc kolejny rozdział pojawi się niebawem xx :)












niedziela, 12 maja 2013

Prolog

*Harry*
-Miło cię znów widzieć po tak długim czasie - powiedziała, po czym uśmiechnęła się uwodzicielsko.
-Mi też miło cię widzieć - odparłem. - Czemu tak długo do mnie nie przychodziłaś?
-Powiedziałam, że pojawię się gdybyś miał mnie spotkać. I to właśnie się stanie.
Zawsze mówiła tajemniczo, ale jeszcze nigdy w tak niezrozumiały sposób. Co to w ogóle oznaczało? Obróciła się plecami do mnie, a jej lekka biała sukienka zatrzepotała na wietrze.
-Skąd będę wiedział, że to ty? - zapytałem po chwili zastanowienia.
-Będziesz.
Zbliżyła się do mnie powoli i kiedy już miałem nadzieję na pocałunek nagle świat zaczął się rozmywać. Wiedziałem co się stanie. Obudzę się.

Otworzyłem oczy i zerknąłem na zegarek. Była dopiero 5:00. Mimo to postanowiłem wziąć gorący prysznic i zastanowić się nad tym co udało mi się zapamiętać z dzisiejszego snu. Od jak dawna już o niej nie śniłem? Od dwóch lat, trzech? Tak może to się wydawać dziwne, że nie znam tej dziewczyny, ba nawet nie wiem jak ma na imię, ale śniłem o niej dwa lata temu. Ale po miesiącu powiedziała, że nie ma już dłużej siły i że pojawi się tylko przed naszym spotkaniem. Zakochać w kimś o kim się śni? Wiem, żałosne. Problem w tym, że najwyraźniej prawdziwe. Wyszedłem z łazienki i spojrzałem na kalendarz. Na czerwono zakreślona dzisiejsza data z notatką. No tak dziś koncert w Chicago. Kompletnie wyleciało mi to z głowy.

*Diana*
-Liam napisał na TT że nie może się doczekać dzisiejszego wieczoru - krzyknęłam do Klary, która krzątała się gdzieś w kuchni. Szybko wbiegła do pokoju i zabrała mi z kolan laptopa.
-To tak jak my, to tak jak my. Omójkochanyboże jak ja się cieszę - rzuciła laptopa na poduszkę, podbiegła do biurka i zgarnęła z niego bilety na dzisiejszy koncert 1D w Chicago.
-Kto jest taki zaje*isty i załatwił bilety na koncert najseksowniejszego boysbandu na świecie?
-Ty! - przekrzykiwałam muzykę, którą w międzyczasie włączyła.
-Nie podzielasz mojego entuzjazmu?
-Oczywiście, że podzielam - wstałam i zaczęłam tańczyć razem z nią.
Kocham Klarę. Jest moją kuzynką, która nie dość, że wspiera w trudnych chwilach, to jeszcze kocha One Direction tak mocno jak ja. Są jednak między nami pewne różnice. Ona jest zabawną i przebojową dziewczyną, wieczną optymistką. A ja? W zasadzie trudno mnie określić. Nie mam charakteru. Jestem aktorką, wcielającą się w różne role. W zależności od potrzeby mogę być kim chcę. Jedyna cecha, która przewija się przez wszystkie moje role to odwaga.
-Orientuj się - powiedziała Klara rzucając we mnie ciuchami. - Chyba nie masz zamiaru iść w tym starym podkoszulku na koncert, który jest spełnieniem naszych dotychczasowych marzeń?
-Jasne, że nie! - zgarnęłam ciuchy i wbiegłam do łazienki. Dzisiejszy wieczór należy do nas.



No i jak? Mam nadzieję że się spodobało :) Pierwszy rozdział napiszę jak tylko będę mogła. Proszę komentujcie :)